Zapomniana Warszawa/Forgotten Warsaw

Zapomniana Warszawa/Forgotten Warsaw


















































Jak każdy Warszawiak, lata świetlne nie byłam na Starówce i Mariensztacie. Trochę tego samego, trochę nowego. Z nowości przede wszystkim Anielskie Drzwi Mitoraja. Warte zobaczenia.

Like each Varsovian, it’s been ages since I was in the Old Town and Mariensztat in Warsaw. A little bit of old and a little bit of new. The latest news is of course the Angel Doors made by Mitoraj. Worth seeing.
Nieznany wulkan/Unknown volcano

Nieznany wulkan/Unknown volcano














































26-06-2009
Dziś mamy w nogach ze 20 km drogi z Asfendiou do wulkanu na Kos a następnie do stolicy górskimi nieoznakowanymi drogami. Kiedy wkroczyliśmy na teren dawnych poligonu (Kos bowiem jest pełen schronów i miejsc o charakterze militarnym – bliskość Turcji działa tu mobilizująco), chcieliśmy już uznać za wulkan pagórek, który ogrodzili sobie płotem lokalny producent węgla drzewnego:)Na szczęście moja niechęć do zawierania bliższych kontaktów z jego psami pchnęła nas do dalszej wędrówki. Minęliśmy w oddali ogromne wysypisko śmieci i do naszych wyczulonych na wulkaniczne wrażenia nozdrzy dotarł znajomy zapach siarki. Naszą uwagę przyciągnęło źródełko płynące z góry i pokryte szarym pyłem podłoże oraz żółte siarkowe wykwity. Doszliśmy do epicentrum trzęsienia ziemi na Kos, które miało miejsce na początku XX wieku i spowodowało odkrycie wielu obiektów archeologicznych. Strumyk szedł szaro – siarkowym korytem w powulkanicznej rozpadlinie. Bulgotał, choć woda nie była ciepła. I znów powtórzyła się historia z wulkanu na Nissiros – pod warstwa gruntu (?) było pusto i dochodził nas odgłos próżni. Wulkan jest w ogóle nie reklamowany, tylko wzmianka na bardzo szczegółowej mapie Kos pozwoliła nam się w ogóle dowiedzieć o jego istnieniu (choć trudno powiedzieć, by rozkład dróg pokrywał się z mapą;). W każdym razie rozpadliny z powulkanicznymi potoczkami towarzyszyły nam jeszcze przez jakiś czas drogi. Potem weszliśmy na krętą kamienistą drogę wzdłuż prawie nie porośniętych skałek (może za wyjątkiem tymianku), na których mijaliśmy kolejne niepilnowane przez nikogo stada kóz oraz osławione pozostałości po akwedukcie. Potem droga zaczęła kluczyć serpentyną w dół do miasta pośród lasu piniowego. Drodze nie było końca, bo co zakręt wydawało się raz że jesteśmy bliżej, raz że znów odchodzimy od stolicy. W końcu zeszliśmy w najmniej spodziewanym momencie na parking miejski przez …. To zachowam dla siebie:) Może słusznie wulkan nie jest reklamowany, by nie rozdeptali go turyści??? Pierwsza część zdjęć z wulkanu na Kos.



Today we have walked about 20 kilometers from Asfendiou to the volcano and than to the capital through the mountains following unmarked routes. When we entered the former military training area (Kos is full of such areas and shelters – the proximity of Turkey mobilize the citizens), we wanted to consider as a volcano a little hill enclosed with a fence by a local producer of charcoal:) Thanks to my unwillingness to get to know with his dogs better pushed us to continue the trip. We went by an enormous refuse heap and suddenly we felt the characteristic familiar smell of sulphur. Our attention was attracted by a spring falling from the mountains and subsoil covered with grey dust and yellow sulphuric efflorescence. We came to the epicenter of the earthquake on Kos, which took place at the beginning of the XX century and caused Discovery of many archeological sites. The spring was flowing in a grey sulphuric riverbed in the volcanic crevice. It was bubbling even though the water was not hot. And again the story from Nissoris has been repeated – under the layer of the soil (?) there was an empty space and we could hear the voice of vacuum. The volcano is not at all promoted, there is only a small remark on the detail map of Kos about it which allowed us to know about it (although it is hard to say that the actual routes corresponded with the map). Anyway the volcanic crevices accompanied us during the next part of the trip. Than we followed a twisting stony path (maybe except thyme), and we passed by many unguarded flocks of goats and remains of an ancient aqueduct. Than the path started to crave down the town along a pine forest. There was no end of this path as on one curve it appeared that we are closer and on the next that we were walking away from the capital. Finally we went down on the least expected moment on the city park space through… this information I will save for myselfJ Maybe the volcano is not advertised especially to protect its natural beauty from the tourists?:) Fisrt part of pictures from vulcano on Kos.
Zwierzęta górskie/Mountain animals:)

Zwierzęta górskie/Mountain animals:)
























































Pierwsza część relacji z wycieczki dzikimi ścieżkami po Kos. Wkrótce załączę pełny opis, ale muszę dorobić tłumaczenie. Na razie tylko pierwsze zdjęcia. Stare dobre czasy!

First part of a report from the trip in the mountains on Kos. Soon I will publish a full report but I need to translate it. For now first pictures. Old good times!
Zagadnienie kolorystyczne/Question about colors

Zagadnienie kolorystyczne/Question about colors




Dziś nietypowo:) Czy ktoś ma pomysł z jakimi kolorami nosić takie buty? Oczywiście najpierw kupiłam zanim pomyślałam:) z bielą?
Today a little bit untypically:) Has anyone any idea with what color should I match those shoes? Of course, I have bought them before I thought about it:) With white?
Jeszcze raz w tym samym miejscu/Once again in the same place

Jeszcze raz w tym samym miejscu/Once again in the same place














































Ostatnia część opowieści romańskiej – powtórka z wyprawy do Inowłodzia. Na wiosnę odwiedzaliśmy ten piękny kościółek, ale nie dane nam było zwiedzić jego wnętrza. Tym razem było otwarte i podążały do niego rzesze turystów. Trudno – coś z za coś. Wnętrze jest dość ascetyczne, dostępna również do zwiedzania wieża. Ja odpadałam jednak na jednym z podestów, wspinanie się po drabinie na samą górę to już dla mnie wyższa szkoła ekwilibrystyki. Kościółek jest cudowny, nastrojowy i wart zobaczenia, nawet tylko z zewnątrz.

Last part of the Romanesque story – we repeated our visit in Inowlodz. We have already once visited that beautiful church during the spring but we could not see the interiors. This time it was opened and there was a crowd of tourists eager to see the object. It can’t be helped – you have to sacrifice one thing to receive the other. The interior is quite ascetic, it is also possible to visit the tower. I have resigned however on one of the landings, climbing a ladder it is a bit of acrobatics for me. The little church is wonderful, charming and worth seeing, even if you only have a possibility to see it outside.
Copyright © 2016 daleka droga , Blogger