Nasz lipiec na wodzie/Our July on water


Osoby tu wpadające od dłuższego czasu wiedzą, że nasze lato kręci się generalnie wokół wody (oprócz oczywiście ciężkiej konieczności spędzania go także w pracy).
These of you who have been visiting us for longer time, know that our summer is about water (except of course the unpleasant necessity of going to work).
Naszą pasją zarazilo się już młodsze pokolenie, które samo stawia pierwsze kroki za sterem:-)
Our passion is shared by the younger generation who has his first tries with navigation:-)

A jeśli woda, nie może się obejść bez wizyty latem w smażalni ryb. Tym razem na warsztat poszła ORANGE KEJA (co za nazwa!) w Białobrzegach. Koło tego miejsca przejeżdżaliśmy wielokrotnie, aż wreszcie, nie mając obiadu w domu, skusiliśmy się na wizytę.

And if water, a fish tavern during summer is a must. This time we chose ORANGE KEJA in Białobrzegi, nearby Warsaw.

Już od progu okazało się, że bogate menu funkcjonuje tylko na papierze, a zup jest jedynie pomidorowa i żurek. Wybraliśmy żurek i był to dobry wybór. Zupa domowa, bez minusów, z paskudną co prawda kiełbasą, ale nie odbiegającą zbytnio swą okropnością od innych polskich kiełbas sklepowych.

From the very begining it appeared that a huge menu is only on the paper and we could choose between a white borsch (a typical Polish soup based on bread) and tomato soup. I chose borsch and it was a good option - the only minus was a sausage - awful, but this is the average these times - I wonder where is this myth about tasty Polish sausage from? The reality is now horrible.

Z ryb, których w menu było mnóstwo, wybór mieliśmy między sandaczem a bodajże szczupakiem. Oboje wybraliśmy sandacza. OK, ale porcja mała a wszystko haniebnie zasolone, nawet surówka z kapusty. Oj, kocha się w kimś chyba właścicielka:)

There was only a choice (in a fish tavern!) between a zander and a pike. We both took zander. It was ok but the portion was so small and the whole meal terribly salty. We have a proverb here that if you use too much salt you are in love so the owner must be in big love, really.
Także Orange Keję można sobie darować, chyba, że koniecznie chce się poczuć jak na wakacjach gdzieś na Mazurach, gdzie wszystko właśnie "wyszło" z karty, ale za to je się na świeżym powietrzu:)

So do not feel obliged to eat there unless you want to eat on the fresh air and have no other option nearby:)

A najlepiej to po prostu samemu złowić rybę.
And the best is to catch fish ourselves.

Niektórzy próbowali... I proszę, jest sum.
Some of us tried...And here it is - catfish.


Jadacie w smażalniach ryb i w tego typu wakacyjnych przybytkach gastronomicznych czy omijacie je z daleka?
Do you eat in such summer taverns or do you prefer to keep away from them? 

28 komentarzy:

  1. Świetny wpis. Ja uwielbiam sandacza <3
    W tym roku byłam na Mazurach i się w nich zakochałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zazdroszczę Mazur, raczej w tym roku się nie wybierzemy:(

      Usuń
  2. Sliczny ten maly wedkarz!!! musza byc przyjemne takie wodne podroze z cala familia...pozdrawiam z Porto

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za długo z Olkiem nie popływamy, bo za gorąco się mu robi, ale jest fajnie:)
      pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ja mam mieszane uczucia, tyle się mówi i pisze o smażalniano-rybnych przekrętach właścicieli, że jakoś mnie to odstręcza. Nad morzem kupowaliśmy raczej ryby wędzone, ale nie w knajpie, a w wędzarni, gdzie stoisko sprzedaży było tylko wykafelkowanym kawałkiem ściany z ladą chłodniczą, ale i tak stosy ryb dobrze wystygnąć nie zdążały, bo się sprzedawały na bieżąco. No i widziałam, jak te ryby świeże w chłodniach przywożono i jak one się wędziły na gorąco. Były pyszne i kilka razy tańsze, tylko trzeba było sobie zabrać na kwaterę i samemu zaserwować. Ale palce lizać.
    Zazdroszczę Wam tej wody, serio:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myśmy się parę lat temu dla odmiany podtruli węgorzem z wędzarni w Giżycku:( ryb mało, drogie, a ten filet z sandacza też miałam wrażenie, że swoje odleżał zanim na nasz talerz trafił, pewnie dlatego był taki zasolony, byśmy uniknęli kłopotów zdrowotnych!

      Usuń
    2. Czyli powinniście być wdzięczni:). Mieli Wam jeszcze podać po setce z pieprzem:((

      Usuń
  4. Nice water images.
    But the fish in the last photo -- hmmm I think I would not eat it :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. we didn't eat the fish-it was too small according to the regulations so ended up in the water!

      Usuń
  5. Cóż moi panowie nie łowią, trzeba więc zjeść i zaczyna się problem. Prawda jest taka, że w Grecji czy Chorwacji jem na obiad głównie ryby, owoce morza - inne to nie moja bajka /wysypka/. Ceny ryb w Polsce odstraszają, porcje małe a smak pozostawia wiele do życzenia. Czasem się skusze jak ostatnio w Mikołajkach czy Rucianem, w Rucianem porcja dwa razy większa i tyleż razy tańsza. lokal podobnej klasy. To po prostu loteria. Z zupami uważam, bo bywa różnie niestety, wolę domowe. Pamiętam jak w podobnych warunkach byliśmy z półtorarocznym synkiem na wodzie to kelnerka powiedziała, że dziecku to poleca golonkę bo świeża..jadł więc chude mięsko a koty resztę... Ostatnio byłam na plenerze w Wilanowie i zaskoczeniem dla mnie były przyzwoite ceny i smaczne jedzenie w Złotym Królu, mój żołądek nie dawał żadnych oznak niezadowolenia przy 18 zł czy 6 za zupkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś musimy się umówić w Wilanowie:) z chęcią Złotego Króla bym wypróbowała

      Usuń
  6. Wow, so beautiful Ola! Your little man seems to have a great time with you! Enjoy the weekend!

    OdpowiedzUsuń
  7. Różnie bywa z tymi rybami. Czasem rzeczywiście posiłek powinien od razu wylądować w koszu. Ale mam takie jedno miejsce w małej miejscowości Pstrążna koło Kudowy. Najpierw trzeba złowić sobie rybkę, pstrąga w specjalnych basenach, a potem zanosi się ją do kuchni, gdzie właścicielka ją oprawia i smaży. Cena od sztuki i ewentualnych dodatków. Za dość dużą porcję z frytkami i sałatką płaciłem 18 zł. Polecam, tylko że to na końcu swiata :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no niestety tak, dość daleko dla mnie byłoby wpaść na taki pyszny obiad:)

      Usuń
  8. Hi Ola,

    Looks like you are enjoying your summer days out on the water. Love the sweet photos of your little man.
    Have a great weekend
    hugs
    Carolyn

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię jadać poza domem, ale zawsze stołuję się tam gdzie dużo ludzi , bo wiadomo, że jest tam smacznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam wrażenie, że w Polsce nie zawsze się to sprawdza:)

      Usuń
  10. Ten mały sternik chyba lepiej sobie radził. A jedzenie? Czasem trafi się dobre.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jadam ... Ostatnio Krarkówke , bo z ryb był tylko karp ;)
    Żagle , kiedyś doświadczyłam przygody ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tym razem nie w roli żeglarzy lecz motorowodniaków aktualnie bardziej jesteśmy:)

      Usuń
  12. Bardzo ciekawie zwrócić uwagę na to co jest serwowane w restauracji lub barze. W tym roku odwidzlem ich wiele i powiem szczerze, że bardzo trudno jest znaleźć dobre i niedrogie jedzenie. Ryby dopiero ;)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj Mazury, Mazury.... Pływało się, żeglowało. Najmłodszy żeglarz - zachwycający. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  14. nice little boy and photos
    =)
    kss
    new post:
    http://tupersonalshopperviajero.blogspot.com.es/2014/08/yellow-skirt-outfit.html

    OdpowiedzUsuń
  15. adorable shot of alexander as captain of the boat!!!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 daleka droga , Blogger